sobota, 13 grudnia 2014

Wieprzowina po wietnamsku z brokułem

"It feels so empty without me" śpiewał kiedyś Eminem. Nawet nie moge sobie wyobrazić rozpaczy, którą musieliście odczuwać przez te lata... Smutków waszych nastał jednak kres. Powróciłem zbawiać kulinarny świat, a świat potrzebuje zbawiania bardziej niż kiedykolwiek. Masterchef to krowi placek. A ja mam 4 opony Michelina. 

Na początek kuchnia azjatycka. Byłem w Azji. Jadłem azjatyckie jedzenie. Dlatego poniższy przepis uważam za jedyny reprezentatywny dla kuchni azjatyckiej. Wszystkim czytającym, którzy się ze mną nie zgodzą i wrzasną: "Tak nie można ty kulinarny rasisto, kuchnia tajska i wietnamska wszak się różnią!", odpowiem: "Masturbuj sie dalej do swojego Tom Yum." Ten przepis łączy w sobie wszystko co najlepsze - mój kulinarny geniusz i smakową kreatywność. 

Czego ci trzeba: (mały obiadek dla dwojga)

Wieprzowina (ok 250g)
1 saszetka ryżu
1 dymana cebulka
0,5 puszki groszku
0,5 brokułu
Imbir
Sos sojowy
0,5 kostki rosołowej
Sól
Pieprz
Ostra papryczka (w dowolnej postaci)

Ryż każdy potrafi przygotować. Jak masz z tym problemy to proponuje wsadzić głowę do rozgrzanego piekarnika... Na zawsze. 

Wieprzowinę kroimy na cieniutkie pasemka (tak pod kątem). Solimy i pieprzymy, ale bardziej pieprzymy. Smażymy na patelni beztłuszczowej, aż się zarumieni, uważaj by nie zeschła za bardzo - wieprzowina, nie patelnia. W zależności od mocy palnika smażymy tak ok 5min. Potem odkładamy na boczek. 

1.Na normalnej patelni (w woku smażą tylko tajscy transwestyci) wlewamy odobinkę oliwy i smażymy cebulkę do zeszklenia. 
2.Ostrość regulujemy ostrą papryczką. 
3.Dosypujemy wieprzowinę i zalewamy 250 mililitrami wody (10 małych sztofek). Można w tym miejscu dodać też 2 sztofeki wódki, tak bez powodu. 
4. Dodajemy pół kostki ros. Wlewamy też 4 łyżki sosu sojowego i dosypujemy tablespoon imbiru.
5. Pokrojony brokuł winien wylądować na patelni niczym kaczka na tafli wody, po czym danie przykrywamy przykrywką. Zostawiamy na 10 minut. 
6. Następnie dorzucamy groszek i gotujemy jeszcze przez 5-7 minut. Jeśli potrawa jest za mało wodnista, to dolewamy wody. 
7. Przed podaniem sprawdzamy gęstość sosu. Jeśli jest zbyt wodnisty to mąka. 



Dlatego, że sos jest bardzo dobry proponuje jeszcze dodatkowo ukrócić sobie pajdę chleba, by na koniec kulturalnie zebrać resztki sosu i skonsumować. 

Wydaje ci sie za mało wietnamskie? Nic nie wiesz o życiu. To jest prawdziwy smak Wietnamii. 


piątek, 18 maja 2012

NOWOSTI


Spoko, spoko, ostatnio cierpię na brak veny twórczej w gotowaniu… dlatego zapraszam na mojego bloga podróżniczego. Tam też jest ostro i nie soli się pomidorów.

http://podrozbezmasturbacji.blogspot.com/

środa, 21 grudnia 2011

KOSMICZNE ZIEMNIAKI - dodatek kulinarny



Do Świąt Bożego Narodzenia jeszcze kilka dni, wiec, zanim siądziemy do wigilijnego stołu trzeba jeszcze zjeść z trzy czy cztery obiady.
Z zimą jest taki problem, że jest nudna kulinarnie. Zanim pobrudzicie swoje majtasy, pończochy i inne rajstopo-rajtuzy z oburzenia pozwólcie, że wytłumaczę, o co chodzi. Wiosna, lato, jesień to pory roku natury, kiedy możesz skoczyć na działeczkę, podkraść marchewki, pomidorka czy selerka jakiemuś zaspanemu dziadkowi i spokojnie ugotować ‘świeży’, ‘naturystyczny’ obiadek. W zimie musisz bazować na warzywach zamrażanych, z puszki, albo z importu bzw. z klimatyzowanej szklarni – jednym słowem nuda. Of kors nie znaczy to, że rzeczy gotowane przez was będą niesmaczne; znaczy to, że u dobrego kucharza powinno to wywoływać uczucie ‘zrezygnowania’ i ‘depresji’. Jeśli nie wywołuje, to znaczy, że jesteś złym kucharzem; proste.
Dlatego by dziś trochę rozweselić ten smutny okres można trochę poeksperymentować ze smakami dodatkuff do kotleta.

Składniki:
Brukselka x 0,5 opakowanie mrożone Hortex
Ziemniaki x 6 – dla 2 osób
Masełko x 2 łyżeczki
Śmietana (12 lub18) x 2 łyżeczki
Sól
Woda x 1litr  

Zagotowujemy wodę, solimy, wrzucamy ziemniaki i brukselkę. Zostawiamy do czasu aż się ziemniaki nie zrobią – powinno to zając ok. 20min.od momentu, gdy woda się gotuje (brukselka robi się szybko); Ja osobiście lubię trochę rozgotować wszystko by było rozpadające się. Odcedzamy wodę. Do garnka z ziemniakami i brukselką, wrzucamy masełko i śmietanę i zamaszystym ruchem - odśrodkową siłą, trzymając garnek oburącz, mieszamy. Bierzemy gniatak do ziemniaków i gnieciemy. Vola. Wychodzą zielone ziemniaki o smaku brukselki, które idealnie pasują do schabowego.

ALERT – Dlatego, że ziemniaki są zielone powinno się je jeść z zielonym dodatkiem; najlepiej groszkiem lub fasolką.   

niedziela, 27 listopada 2011

Kasocz


Dziś coś dla wegetarianów. Wegetarianizm, jako ideologia i styl życia, to debilizm. Jak można nie lubić mięsa? Albo lubić mięso, ale z jakiegoś fsiu-bździu go nie jeść? Mięso jest jak sex, jeżeli ci nie smakuje to znaczy, że nie jadłeś jeszcze dobrego. Niestety, z mięsem, podobnie jak z sexem, nie zawsze jest w domu dostępne; czasem trzeba się ubrać, iść do sklepu, zapłacić, wrócić; czasem trzeba rozmrozić, jeśli masz w zamrażarce, a to trwa – w dwóch słowach, podobnie jak z sexem, kupa zachodu. Dlatego czasem wegetariańska potrawa, sponsorowana przez wrodzone lenistwo, staje się koniecznością. 

Danie nazwane przez mnie Kasocz to danie uniwersalne (ale o tym później).

SKŁADNIKI (na obiad dla dwojga; duża porcja dla Pana, mała dla Pani):
1 saszetka kaszy
1 puszka soczewicy
6 dużych pieczarek lub12 małych
1 cebula
4 ząbki czosnku
Bazylia, Sól, Pieprz (i inne przyprawy)

Nalewamy 0,75l wody do garnka i gotujemy. Gdy ujrzymy bąbelki, dosypujemy łyżkę stołową soli, wkładamy saszetkę kaszy, przykrywamy i zostawiamy na 15 min by się zrobiło. Potem wyjmujemy, polewamy zimną wodą i odstawiamy.

Kroimy pieczarki, na talarki, a potem te talarki jeszcze na pół.

Kroimy cebule na średnio duże kawałki.

Kroimy 2 ząbki czosnku drobno, bardzo drobno.

Bierzemy patelnię, lejemy oleju i kładziemy na palniku z palącym się gazem.     

Gaz dajemy na maxa, gdyż staramy się mocno przypalić te pieczarki, tak aby się lekko się zabrązowiły. Naturalnie solimy szczyptą soli i posypujemy bazylią. W zależności od tego jaki palnik i jaki gaz macie, będzie to trwało od 4-10 min. Ja osobiście bardziej wierze w polski gaz niż rosyjski, no ale nasz jest ciężko-dostępny.

Następnie otwieramy puszkę z soczewicą.

DYGRESIA ALERT
Soczewica należy do bardzo ciekawej grupy składników nazywanych WaTDWIny (z ang. What To Do With It?) a które ja nazywam produkty zasiedziałe. Czasem idziesz do hipermarketu i buszując między półkami widzisz puszkową promocję na soczewice, karczochy, szparagi, czy nawet na czerwoną fasolkę. Kupujesz, wracasz do domu, stawiasz i tak sobie czekają te produkty, bo nie wiesz, co dobrego z nich zrobić, wszak wydałeś/łaś sporo kasy na nie i chcesz zrobić coś ‘specjalnego’; nie masz pomysłu, dlatego nie robisz nic, a produkty stają się zasiedziałe na półce.
DYGRESIA ALERT

Wracając do gotowania. Otwieramy puszkę soczewicy. Na patelnię wrzucamy soczewicę, wraz z tym sokiem i pozwalamy naszym pieczarkom, cebulce i soczewicy popływać. Można bez problemu teraz iść na 10 min to zostawić.

Po 10 min. inspekcja; jeśli woda w miarę odparowała a soczewica zaczęła się rozpadać powoli przypominając rzadki stolec niemowlaka to znaczy, że ok. Naturalnie nie cała woda musi odparować, ważne by całość była zagęszczona niczym sosik. Jeśli nie to jeszcze zostawiamy na 5-10 min. (znów z doświadczenia wiem, że dużo zależy od gazu, bo raz robiłem to mi to zajęło 10 min. a innym razem 20… więc trzeba po prostu obserwować).

Jak już to mamy to wsypujemy na patelnię kaszę. Ważne by potrawa była ciapkowata. Dlatego czasem trzeba dodać do 50 mililitrów wody, ale to też z umiarem, by nie zrobić zupy.

Dodajemy także drobno pokrojone 2 pozostałe ząbki czosnku oraz trochę bazylii. Całość przykrywamy i dusimy jeszcze jakieś 3 min.

Bierzemy talerz, orzesypujemy i voula.

Na początku pisałem, że Kasocz to potrawa uniwersalna, gdyż w gruncie rzeczy to przypomina farsz jakieś dobrego pieroga… ale o tym innym razem.      

czwartek, 17 listopada 2011

Food News: Sosodor


Przepraszam was dziewczyny, że pozostawiłem was same w nierównej walce z kuchenką gazową, ale niestety podobnie jak do gotowania, tak i do pisania o gotowaniu potrzeba czasu, a ten nie zawsze można znaleźć. Ale nie martwcie się, wkrótce zamieszczę nowe przepisy, tak abyście zaspokajały nie tylko potrzeby cielesne swoich chłopców, ale także i te duchowe…
Ten wpis jednak nie o tym. Dziś doszła mnie bardzo gorsząca i przykra wiadomość a mianowicie 


Tak, kongres Stanów Zjednoczonych przegłosował ustawę, która mówi, że sos pomidorowy na pizzy to warzywo…    le zenua...

środa, 14 września 2011

Pizza po amerykansku



Składniki
1x ciasto 15 calowe
2 chochle sosu pomidorowego Tomato Pizza Souce
2 big garście sera mozarella do pizzy
24 plasterki salami
1 garść świeżych karczochów  
12 pokrojonych oliwek

Do składników
1x afro-jamajczyk robiący ciasto
1x afro-jamajczyk prasujący ciasto
1x maszyna prasująca ciasto
1x piec obrotowy
1x metalowo-drewniany wysięgnik do pizzy

Czas przygotowania 2 dni

W ramach odpowiedzi na całą masę odpowiedzi od moich fanów umieszczam przepis na najlepszą pizzę na świecie. 

Krok 1.
Idziemy do kuchni gdzie czeka już na nas nasz afro-jamajski pracownik i prosimy by zrobił nam ciasto na pizze 15-calowe. Kto w tym momencie w napadzie ultra poprawności politycznej posądzi mnie o rasizm niech się uspokoi, bo nie ma nic niepoprawnego w zatrudnianiu afro-jamajczyka do wykonywania ciężkich robót ręcznych za godziwe 10$ za godzinę. Po tym jak już zrobi to ciasto należy je odstawić do lodówki na przynajmniej 6h (ale najlepiej na całą noc). 

Krok 2.
Następnego dnia nasz drugi afro-jamajski pracownik, ten od prasowania ciasta, wyjmuje wcześniej zrobione ciasto z lodówki, zabiera je do maszyny prasującej ciasto i prasuje, to ciasto nie nasze ubrania (to nie jest niewolnik czy gosposia, ale pracownik gastronomiczny). Bardzo ważne by przed sprasowaniem potraktować ciasto masłem w sprayu by się nie przykleiło do maszyny.      
   
Krok 3.
Rozprasowane ciasto kładziemy na okrągłą metalową tackę. Bardzo ważne jest by tackę wcześniej posypać bułką tartą kukurydzianą, bo inaczej ciasto się do niej przyklei (do tej tacki) i nie będzie chciało ładnie zjechać do pieca. Przed dalszym przygotowaniem należy ciasto jeszcze trochę rozciągnąć podrzucając je do góry. Na początek należy ciasto podziurawić by za duże nie urosło. W tym celu używamy metalowego przyrządu, który wygląda jak wałek do malowania ścian, ale wyposażony jest w tępe bolce niczym metalowy jeż. Ważne by całe ciasto miało dziurki. Następnie bierzemy chochle sosu; wylewamy na środek ciasta i spodem chochli rozsmarowujemy sos po cieście ruchem odwrotnym do wskazówek zegara (to drogie dziewczęta znaczy, że robimy kółka od prawej do lewej). Z drugą chochlą sosu robimy analogicznie, tak, aby całe ciasto za wyjątkiem brzegów było czerwone, jak twarz Janka B. w piątej klasie podstawówki, kiedy go przypadkiem pobiłem (sorry Janek ja tylko żartowałem). Następnie bierzemy garść sera mozarella i traktujemy go jak piasek na plaży, lekko otwierając spód dłoni rozsypujemy równomiernie po pizzy. Następnie bierzemy salami i rozkładamy tak jakbyśmy rozdawali karty w grze w pokerka. Pamiętajmy, że naszą pizze najprawdopodobniej pokroimy na 8 części; dlatego ważne jest, aby na każdym kawałku znalazło się ok. 3 talarki salami (proszę sobie wyobrazić po prostu pizze pokrojoną i zastanowić się czy spełnia te wymogi; jak nie to do poprawy). Karczocha (zgniecionego w ręku na mniejsze kawałki) i oliwki rozrzucamy w miarę równomiernie po pizzy. Są to składniki „warzywne” więc nie należy do nich przykładać zbyt dużej wagi; byleby tylko nie były zbyt skomasowane w jednym miejscu pizzy i będzie OK. 

Krok 4.     
Tak przygotowaną pizze spuszczamy do pieca. Piec ustawiamy na temperaturę „największa możliwa”. Obserwujemy jak się ładnie piecze. ***Culture Alert*** Amerykańska zasada brzmi: „ser się stopił – pizza gotowa – wyjmuj z pieca”… Jednak w przypadku naszej pizzy należy zaczekać aż ciasto przyjmie ładny brązowawy kolor (dziewczęta na to mówią jasna czekolada, mężczyźni jasna sraczka) i dopiero wtedy wyjąć metalowym wysięgnikiem do pizzy. 

Krok 5.  
Po umieszczeniu pizzy na talerzu należy ją pokroić i posypać szczyptą oregano.

Presto! Kolejne zwycięstwo włoskiej myśli szkoleniowej, polskiej ręki kucharskiej, jamajskiej siły fizycznej i amerykańskiego kapitału nad francuską beznadzieją. Naprawdę zaczyna mi być szkoda Francuzów. Nic światu nie dali i nawet bagietki ukradli Włochowi… żenujące.